Zobaczyć morze i wytrwać


Artykuł autorstwa Jacka Zalewskiego („Puls Biznesu” 13 sierpnia 2008)

Wysiłkiem entuzjastów żeglarstwa trzeci rok realizowany jest nowatorski projekt „Zobaczyć morze” z udziałem niewidomych żeglarzy. Jego opoką pozostaje Zawisza Czarny – harcerski żaglowiec kontynuujący tradycje legendarnego przedwojennego poprzednika pod taką samą nazwą. Tegoroczny sierpniowy rejs podzielony został na trzy dziesięciodniowe etapy. Dojazdowy, z Gdyni przez Kopenhagę i Skagen do norweskiego Bergen, zakończył się w niedzielę. W poniedziałek nastąpiła lotnicza wymiana załogi i obecnie „Zawias” (to odwieczna nazwa jednostki w żeglarskim narzeczu) uczestniczy w dorocznej Operacji Żagiel, czyli w regatach przez Morze Północne prosto na południe do holenderskiego Den Helder. Tam po kolejnej, tym razem autokarowej, wymianie załogi rozpocznie się etap powrotny – przez Kilonię i szwedzką Karlskronę do Gdyni.

Tupot białych mew

Dla lądowego szczura znalezienie się na morskim żaglowcu to przeskok do innego świata, wymagający przeproszenia się z zapomnianymi prawami fizyki. Paradoksem postępu cywilizacyjnego jest postępujące techniczne wyjałowienie społeczeństwa, coraz bardziej ograniczające nasze praktyczne umiejętności dokliknięcia klawisza „enter”. Na morzach też spotyka się coraz więcej luksusowych jachtów, których podstawową załogę stanowią kamerdynerzy i kelnerzy, a wszystko robi się samo.

Na całe szczęście wciąż trwają takie „Zawiasy”, sprawdzające nie tylko krzepę, lecz także pomyślunek. Fachowe wykorzystanie zasady dźwigni oraz siły tarcia pozwala nawet filigranowym żeglarkom pokonywać potężne siły. Pod jednym warunkiem – trzeba to opanować do perfekcji, podobnie jak sztukę węzłów, które w ekstremalnych warunkach przestają być ciekawostką z poglądowej planszy, a zaczynają decydować o losie.

Podporządkowanie się surowym prawom morza jest poważną próbą dla człowieka zdrowego i sprawnego, w przypadku zaś osób niewidomych trudności rosną do potęgi n. Prozaiczne, trafienie do toalety – na uciekającym spod nóg sztormowym pokładzie – każdorazowo staje się wielkim wyzwaniem.

Ponieważ możliwości niewidzących ogranicza zasięg ich rąk, w pracy przy żaglach częściowo tracą użyteczność stałe kolory oszczególnych lin. Fały i kontrafały służą do podnoszenia i opuszczania żagli, szoty i kontraszoty napinają żagle pod kątem do wiatru, topenanty zaś utrzymują poziome drzewce – bomy i reje. Wspólną satysfakcją dla żeglarzy widzących i niewidzących staje się łopot ciężko postawionych owymi linami żagli.

Pod harcerską banderą Zawisza Czarny to trójmasztowy szkuner sztakslowy, mający dziesięć żagli o łącznej powierzchni 625 mkw. Z przodu – latacz, bomkliwer i kliwer, na pierwszym maszcie – sztafok, bryfok i fok, dalej na maszcie głównym – grotsztaksel i grot, wreszcie na ostatnim – bezansztaksel i bezan. Ten dzielny żaglowiec o tonażu 164 BRT powstał w 1961 r., przy czym jego kadłub zwodowany został w 1952 r. jako rybacki lugrotrawler. Przez blisko pół wieku „Zawias” zaliczył podróż dookoła świata, przylądek Horn, wielokrotnie Atlantyk etc.

Pozostaje własnością Związku Harcerstwa Polskiego, co oznacza, że we współczesnych realiach każdy rejs staje się odrębnym, wielkim problemem finansowym. Uczestnicy programu „Zobaczyć morze” – na każdym etapie 16 niewidzących (w tym kilkoro zaproszonych Norwegów) stanowi połowę wymiennej załogi – ponoszą odpłatność. Została ona skalkulowana na takim poziomie, aby nie stała się społeczną barierą – dziesięciodniowy rejs kosztuje 1200 zł, zatem bez sponsorów nie byłby w ogóle możliwy.

Tegorocznym dobrodziejem projektu został Polkomtel, który w zamian wstawił bezan z logo swojej sieci. To transakcja dość nietypowa – wynajmując standardowy billboard na lądzie, każda firma doskonale wie, na jaki okres, kto stanowi grupę docelową, do ilu odbiorców przekaz dociera etc. Na morzu takie wyliczenia są abstrakcją, ponieważ przy pełnych żaglach dobrze widoczny bezan faktycznie jest świetnym nośnikiem biznesowych treści, tyle że nigdy nie wiadomo, ile czasu zaistnieje. Przy flaucie lub sztormie „Zawias” idzie jedynie na silniku.

Również dzięki sponsorom statek zyskał specjalne wyposażenie dla potrzeb żeglarzy niewidzących. Na przykład – mapę aktualnego położenia z opisem w alfabecie Braille’a. Największe wrażenie robią jednak urządzenia elektroniczne, umożliwiające odsłuchiwanie danych potrzebnych do prowadzenia Zawiszy – głównie kursu. Dzięki temu możliwe stało się coś teoretycznie niewyobrażalnego ? niewidomy przy kole sterowym. Rzecz jasna w słuchawkach i pod dyskretną opieką oficera wachty. Kiedy steruje się kompletnie ciemną nocą, to kwalifikacje sternika widzącego i niewidzącego się zrównują. Mimo radarów i namiarów, osobiście w takiej sytuacji czułem się mało komfortowo, odczuwając – irracjonalnie – „syndrom Murdocha”, czyli pierwszego oficera Titanica, który miał tylko kilka sekund na reakcję po dostrzeżeniu góry lodowej.

Tylko na zawietrzną

Niedającą się zapomnieć atrakcją „Zawiasa” jest rozchodząca się po kubryku, umilająca posiłki i sen, ożywcza woń podpokładowej oczyszczalni ścieków, pieszczotliwie zwanej przez kapitana Janusza Zbierajewskiego, dobrego ducha „Zobaczyć morze”, fabryką g? To jakby wartość dodana szantowego przesłania „Pod żaglami Zawiszy życie płynie jak w bajce”.

A spośród obowiązujących zasad żeglarskiego savoir vivre’u wypada przytoczyć dwie. W jednej zawiera się filozofia przetrwania: „W morzu jedna ręka dla siebie, druga dla statku”. Druga ma charakter towarzysko- praktyczny: „Jeśli już musisz, pluj na zawietrzną”. faktycznie chodzi nie tyle o plucie, ile o oddawanie należności Neptunowi. Źle znoszący huśtanie czynią to przypięci dla bezpieczeństwa do specjalnej rzyg-liny, podwyższającej niską burtę. Jeśli ktoś burty pomyli i rzuci coś treściwego na nawietrzną, spotyka go tzw. cofka. W każdym razie jeden z niewidzących żeglarzy ową przykrą czynność podsumował: „Rzygałem dalej, niż widzę”.

Na słowie harcerza – jak na Zawiszy

Patron żaglowca – który na zdjęciu z trwającego rejsu mija nową królewską operę w Kopenhadze – jest wzorem cnót rycerskich. Postać Zawiszy Czarnego przywołana została w Przyrzeczeniu Harcerskim, a chyba jeszcze mocniej wiąże się z etosem żeglarskim. Na pokładzie żadna fuszerka nie uchodzi, bo się natychmiast odbija.

Cztery szklanki i zmiana wachty

W morzu zaciera się granica między dniem a nocą. Rytm życia wyznaczają wachty, zaczynające się o godzinach: 0, 4, 8, 12, 16 i 20. Po pierwszej godzinie każdej wachty (czyli o: 1, 5, 9, 13, 17 i 21) dzwon wybija jedną szklankę, potem odpowiednio dwie, trzy i wreszcie upragnione – ale dla schodzących z wachty – cztery szklanki.

Trudne kroki ponad poziomy

Jedną z większych atrakcji na żaglowcu jest wdrapanie się do bocianiego gniazda, które na Zawiszy Czarnym znajduje się na fokmaszcie. Niektóre elementy żeglarskiego rzemiosła mają odpowiedniki we wspinaczce wysokogórskiej – na przykład zakładanie ubezpieczających szelek i przypinanie się do liny. Nie jest prawdą, że osoby niewidome nie mają lęku wysokości. Generalnie wolą poruszać się w otoczeniu dobrze im znanym, a każdy krok w nieznane wywołuje niepewność i dodatkowy stres. Jednak chęć dorównania widzącym przeważa, dlatego dzielnie pną się wysoko nad pokład.